środa, 3 lipca 2013

Chapter 2 "Sprawa uczuć"

Jestem i już nie zniknę. Jak tam, co tam u was misie? <3
Zapraszam na następny rozdział. Wiecie co robić ;)



Ni stąd ni zowąd pojawiła się przy nim blondwłosa piękność w obcisłej sukience i wysokich butach. Bez uprzedzenia pocałowała go czule i pociągnęła za rękę. Usłyszałem tylko jedno zdanie:
- Chodź, Jonghyun musimy zacząć świętować twoje zwycięstwo.
Bardzo dobrze znałem to imię. Wspomnienia wróciły.

Kto pozamykał wszystkie okna? Złapałem się za głowę i poczułem, że robi mi się niebezpiecznie duszno. "Debilu! Ogarnij się!" - nie ma to jak krzyczeć na siebie we własnych myślach. Wziąłem kilka głębszych wdechów i starałem się niepostrzeżenie wrócić do windy, przebiec przez hol i teleportować się do własnego pokoju, gdzie zaplanowałem spędzić resztę życia pod kluczem.

Na dłuższą chwilę wszystko stało się niewyraźne, a imię, które miałem okazję usłyszeć sprawiło, że stare zabliźnione rany dały o sobie znać. Gdy minimalnie uspokoiłem własne myśli, powiedziałem sobie w duchu, że jest wiele Jonghyunów na świecie i że przypadki się zdarzają, bo pewnie od razu bym go poznał. Wmawianie sobie czegoś jest najlepszym wyjściem z sytuacji.
- Uważaj jak chodzisz, dzieciaku! - z czarnych myśli wyrwał mnie niegrzeczny głos, który w mgnieniu oka ściągnął mnie na ziemię.
- Sam uważ...aj - jak to mam w zwyczaju postanowiłem się odgryźć, szczególnie, że ten koleś nadepnął na moje trampki, a to jest niedopuszczalne! Na szczęście wyczuwając powagę sytuacji, w porę się zreflektowałem i uśmiechnąłem niewinnie. Przed sobą miałem niewiele wyższego mężczyznę w ciemnych włosach i dużych oczach w kolorze głębokiej czerni. Spojrzał na mnie z wyższością i zmierzył lodowatym spojrzeniem.
- Ta firma kompletnie schodzi na psy - mruknął pod nosem.
Nim zdążyłem po raz drugi ugryźć się w język mężczyzna ruszył ku recepcji, ja natomiast wyciągnąłem z torby chusteczki i zabrałem się za wyczyszczenie butów. Ten bezczelny facet nawet mnie nie przeprosił! Teraz sam się zastanawiam nad tym czy dobrze zrobiłem, że dzisiaj tu przyszedłem... Beznadziejna rozmowa o pracę, głowa w chmurach, ubrudzone buty i do tego znalazłem sobie już pierwszego wroga. Brawo Kibum, jeszcze nie dostałeś tej roboty, a już wszyscy cię "lubią". "Nie no, przecież ten recepcjonista był całkiem sympatyczny i nie wygląda najgorzej" - pomyślałem i leniwie podniosłem się z ziemi, zapominając o poprzednich wpadkach. Mojemu zażenowaniu towarzyszyła rozmowa:
- Taemin, jest dla mnie może jakaś poczta? - pochmurny głos należący do czarnego charakteru rozniósł się po całym parterze. Czy mi się wydawało, że wszyscy pouciekali gdzieś w kąty?
- N-nie, nic nie ma, proszę pana - recepcjonista zawahał się na chwilę i rzucił na mnie spojrzenie pod tytułem "lepiej stąd zwiewaj". Uśmiechnąłem się szyderczo i usiadłem na fotelu w tak zwanej poczekalni. To nie moja wina, że czasami ciekawość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.
- Jakby coś było to masz niezwłocznie się do mnie zgłosić, bo czekam na ważną korespondencję.
- Dobrze, proszę pana.
Lee Taemin skinął nisko głową i odruchowo sięgnął po dzwoniący telefon, wydawał się trochę przygaszony. Prawda była taka, że każdy, ale to każdy obawiał się tego faceta. Sprawiał wrażenie człowieka, który potrafi ostro namieszać i brnąć do swojego za wszelką cenę. Nawet po trupach.
- Panie dyrektorze, panie dyrektorze! - po parterze rozniósł się nowy męski głos, ponadto zrozpaczony. Czy mi się wydaję czy ja za bardzo wyidealizowałem sobie to miejsce? W kilku ułamkach sekundy następną osobą, która śmignęła mi przed oczyma był średniej wysokości mężczyzna z prostymi, brązowymi włosami, które niesfornie opadały na przestraszone oczy. Brunet wydawał mi się osobą godną zaufania, ale niekoniecznie pewną siebie.
- Co się dzieje, Onew? Miałeś czekać na mnie w moim gabinecie.
- Wiem panie dyrektorze, ale - chłopak ciężko łapał oddech i wyglądał w tym momencie jakby miał za chwilę wyzionąć ducha - dzwoniłem do pana żeby przekazać ważną wiadomość.
- Dzwoniłeś? - mężczyzna w ciemnych włosach zwinnie zanurkował w kieszeni od marynarki, spojrzał na wyświetlacz telefonu i zmienił wyraz twarzy z pochmurnej na wściekłą.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś, że posiedzenie zarządu zostało przeniesione na wcześniejszą godzinę? Pewnie wybrali już prezesa, a ja miałem do tego nie dopuścić - tutaj ściszył ton i dodał - i ty miałeś mi w tym pomóc. Nie ważne... Po co mi taki asystent?!
Cały podenerwowany ruszył w stronę windy. Najwyraźniej coś nie szło po jego myśli, ale żeby ten brunet musiał za to obrywać? Zrobiło mi się go szkoda i zacząłem się zastanawiać czy warto jeszcze tu siedzieć, bo nic tu po mnie i tak nie dostanę tej roboty i nie będę mógł w końcu rozwijać mojego rzekomego talentu. Gdy pewnie skierowałem się ku wyjściu dosłyszałem tylko krótkie słowa pocieszenia:
- Nie przejmuj się nim, Onew. Każdy go zna i wie, że jest najbardziej gniewny ze wszystkich w firmie, oczywiście nie wliczając w to ochroniarzy.
Czyżby mój nowy kolega recepcjonista starał się podnieść na duchu okrzyczanego bruneta? Przez chwilę poczułem się zazdrosny, bo do mnie to nikt nie przyleci, nie pogłaszcze po głowie i nie wyszepce do ucha pocieszających słów - "Nie martw się, Kibum. Na pewno dostaniesz tą robotę i wcale nie wyglądasz na dzieciaka, który nie potrafi nic innego robić oprócz buszowania po sklepach. Jesteś wyjątkowy i inni to docenią". Fantastycznie... W tamtym momencie zdałem sobie sprawę, że została mi moja ukochana Sunny. Obiad! Kompletnie zapomniałem! Mama pewnie umiera z przejęcia.
- Hej, Kibum! - a jednak się odezwał.
- Tak, słucham? - krok do tyłu i słodki uśmiech. Uwielbiam siebie!
- Miałem się zapytać jak tam poszła ci rozmowa - recepcjonista spojrzał na mnie w sposób bardzo ujmujący. Miał w sobie coś ze słodkiego dzieciaka, którego spojrzenie zawierało w sobie dar przenikania i sterowania czyimiś emocjami.
- Szału nie było... - posmutniałem na chwilę, ale w porę się zreflektowałem i zwróciłem się ku nowo poznanemu asystentowi gniewnego człowieka. - Też sądzę, że ten groźny typek przesadza i - wyciągnąłem rękę - nazywam się Kim Kibum.
- Pewnie macie rację - odpłacił mi się tym samym gestem i wymamrotał, ze musi już wracać. Gdy zniknął w windzie mój towarzysz wrócił na swoje stanowisko i zaczął trajkotać. Chyba mnie polubił.
- Naprawdę jest mi go bardzo szkoda... Pracuje tutaj dłużej ode mnie i podobno robi w firmie wszystko za kilku pracowników, a nawet nie dostał żadnej premii. Wyobrażasz to sobie? Ja chyba bym odszedł, a szczególnie, że jest tak traktowany. Codzienny stres, że stracisz posadę, jak dla mnie to nie do zniesienia. A jak...?
- Przepraszam, że ci przerywam. - uśmiechnąłem się i przysunąłem bliżej mojego rozmówcy - Możesz mi powiedzieć kim był ten typek? Straszny jak moja ukochana babcia, gdy do mnie przyjeżdża i wrzeszczy:
- Bummie, jak ty schudłeś! Matka jeszcze cie karmi? Jak to karmi? Wyglądasz jak patyk! Siadaj tu, a ja zaraz ci nałożę PRZYZWOITY posiłek - nabrałem powietrze w policzki i udałem stały tekst mojej ukochanej babci, która pomimo stereotypów sama jest szczupła, a je prawie za całą rodzinę. Właśnie... Muszę się przygotować na jej przyszły przyjazd. Trzeba znaleźć lepsze argumenty.
Pomimo zachwianej posady w pracy moich marzeń przez chwilę poczułem się akceptowany, a śmiech Taemina podziałał na mnie jak małe światełko w tunelu, którego nie chciałem już stracić.
- Posłuchaj Kibum - nadal roześmiany oparł się nonszalancko o ladę i kontynuował - co powiesz na to żeby dzisiaj gdzieś razem pójść? Znam świetny bar, chodzimy tam często z ludźmi z pracy. Poznasz nowe klimaty i musisz zacząć się przyzwyczajać, bo mogę się założyć o twoją kolekcję kredek do oczu, że migiem do ciebie zadzwonią i powiedzą - przyłożył sobie do ucha telefon i nabrał poważny wyraz twarzy - jesteśmy zaszczyceni, że pan się do nas zgłosił, pracę zaczyna pan od jutra. Potrzebujemy takich ludzi jak pan.
Tym razem ja wpadłem w typowy stan, który pojawia się u mnie za sprawą niedorzecznego żartu. Ten recepcjonista coraz bardziej mi się podobał, pocieszny taki.
- Tae, lepiej módl się żeby chociaż spojrzeli na moje CV, bo czarno to widzę, ale propozycja wyjścia z tobą nie brzmi już tak beznadziejnie.
To nie moja wina, że jestem taki milusi. I tak wszyscy mnie kochają. Końcówka mojej wypowiedzi wywołała u mojego rozmówcy szczere zdumienie na twarzy, ale nie spodziewałem się tego, że uśmiechnie się do mnie szeroko i wręczy mi małą karteczkę w dłoń.
- Zadzwoń do mnie jak już będziesz wolny, a teraz zmykaj, bo mam dużo roboty.
Ten chłopak zaczynał z minuty na minutę mnie zaskakiwać. Pomachałem mu na pożegnanie, wrzuciłem karteczkę do torby i wyruszyłem w żmudną drogę do domu. Gdy zająłem moje stałe i szczęśliwie wolne miejsce w tramwaju, ambitnie zabrałem się za przeczytanie nieskończonej ilości wiadomości od wiadomo kogo. "Jednak kogoś obchodzę" - pomyślałem usatysfakcjonowany i oparem się o szybę, czekając na szybki powrót do domu. No co? Zgłodniałem z tego wszystkiego!
 Miło czasami jest powspominać. Podzielić przeszłość na te gorsze i lepsze wspomnienia, które przyczyniły się do kształcenia mojego aktualnego charakteru. Zmieniłem się... Gdybym powiedział, że nie to skłamałbym, a kłamać nie mogę. Przeszłości skreślić też nie potrafię. Każdy może powiedzieć - weź się w garść i przestań o tym myśleć, zapomnij! Przecież się starałem. Robiłem to dla was... Nie dla siebie. Ale teraz wiem, że ta zmiana wpłynęła na mnie dobrze, nie udaję już nikogo, jestem w końcu sobą, z szarego Kibuma zmieniłem się w najbardziej utalentowanego chłopaka jakiego świat widział. Jeszcze mnie popamięta ta firma i wszyscy jego pracownicy!
Uśmiechnąłem się do swojego rozmytego odbicia w szybie i rozpamiętywałem wszystkie fakty i zdarzenia dzisiejszego dnia.
- Chyba nie było tak źle, co? - zapytałem się mojego drugie ja, nie oczekiwałem żadnej odpowiedzi. Wystarczyło moje przeczucie, że jeszcze kiedyś moja stopa pojawi się w tamtym miejscu. Niebawem...
Znowu dźwięk telefonu, mój grymas na twarzy, zielona słuchawka, kilka pytań i odpowiedzi.
- Ja też cię kocham, mamo. Zaraz będę w domu.
Ja się pytam jak mi się uda wytrzymać w domu z dwiema kobieta? Mamę jeszcze wytrzymam, ale Sunny... Może dzisiaj jej powiem prawdę? W drodze od przystanku do domu zacząłem wszystko dokładnie układać sobie w głowie. Nie zawsze zastanawiam się nad tym, co mówię, ale tym razem była to bardzo delikatna sprawa. Gdy dotarłem do drzwi od mieszkania, wyciągnąłem zgrabnie kluczyk z nieskończoną ilością kolorowych breloczków. Zanim zamek ustąpił powiedziałem dosyć głośno:
- Nigdy się już nie zakocham, a ty Sunny jesteś moją przyjaciółką. Nic więcej!
To chyba nie był dobry pomysł. Drzwi się otworzyły i sami wiecie, co było dalej.
- C-co ty Kibum powiedziałeś?!- przed moim idealnym nosem jak jakaś zjawa pojawiła się moja cudowna przyjaciółka. Czyżby miała łzy w oczach czy mam już zwidy?
- No hej, Sunny - wystarczył jej mój jeden uśmiech, a już ze smutnej, zranionej dziewczyny przemieniła się w roześmianą dziewczynkę, która otrzymała najlepszy podarunek - mnie. Jak ja mogłem być taki ślepy?!
Powiem szczerze, że trochę mi ulżyło jak zobaczyłem po czasie jej uśmiechniętą twarz, w końcu jest moją przyjaciółką i jej ból jest moim bólem. Nie chcę w tym momencie wychodzić na jakiegoś bezuczuciowego drania, ale od momentu, gdy wyleczyłem się z mojej pierwszej i ostatniej miłości nie mam zamiaru w nic się pakować, a zresztą sprawa uczuć... Jakoś nie wyobrażam sobie siebie przy Sunny. Nie czuję nic do niej. Koniec tego nużącego tematu, muszę coś zjeść.
- Ke-ey, mój projektancie - w kuchni zaatakował mnie silny uścisk mojej mamy. Całe napięcie opadło... Westchnąłem delikatnie i przymknąłem powieki. Moje policzki delikatnie muskał matczyny sweter, a kobiece perfumy zadziałały na mnie jak najbardziej kojąco i to ciepło ludzkiego ciała... Potrzebowałem tego.
- Tylko się nie marz, Kibumie - poczochrała mi włosy i zaprowadziła do stołu. A swoją drogą to czy wszyscy muszą dotykać mojej fryzury?
- Masz tutaj twoją ulubioną herbatkę, trochę smacznej sałatki, a my siadamy i słuchamy.
- Właśnie, Bummie - charakterystyczny piskliwy głos mojej przyjaciółki zabrzęczał mi w uszach i dał wiele do myślenia. Zatyczki do uszu? Tak! - Tyle czasu na ciebie czekałyśmy i do tego w ogóle nie odbierałeś telefonu!
Spojrzałem się bezradnie w matkę, która tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pod nosem. Bez komentarza zabrałem się za posiłek. Wyjechałem rano, a te wszystkie zdarzenia tak się dłużyły, że była już godzina popołudniowa! Mój brzuch wołał o posiłek.
- Kochana, Sunny... Martwiła się tak bardzo jak ja. Ale synku, ja wierzę, że poszło ci znakomicie, bo przecież specjalnie tyle lat studiów, dodatkowe zajęcia i moje pieniądze... Żeby nie poszło to na marne! A co ja gadam?! - mama uśmiechnęła się czule i zajęła miejsce na przeciwko mnie. Chciałem coś powiedzieć, ale aktualnie jakąkolwiek mowę utrudniały mi napchane policzki. Kibum chomik. - Na pewno wszystkich oczarowałeś! Właśnie... Widzę, że nałożyłeś mój mały prezent! Razem go wybierałyśmy. Prawda Sunny, że mu pasuje?
- T-tak, proszę pani - niemalże podskoczyłem na krześle, gdy przyjaciółka potaknęła mojej mamie. Ona nadal tu jest? Tak, siedzi obok mnie. Poprawka prawie na mnie. - Ale Bummiemu to wszystko pasuje. 
"Nawet różowa sukienka i pantofle, które masz na sobie." - pomyślałem szybko i w takim samym tempie wyrzuciłem z siebie tą wizję.
Przełknąłem ostatni kawałek sałatki, popiłem herbatą i zacząłem swój monolog. Nie będę dłużej trzymał kobiet w niepewności.
- Najpierw chciałem zacząć od tego, że naszyjnik jest cudowny! Dziękuję za taki wspaniały prezent, już zawszę będę go nosił! - uściskałem przelotnie mamę i z grzeczności uśmiechnąłem się do Sunny, ona odpłaciła mi tym samym, ale było coś w tym uśmiechu, coś co zaczynało potwierdzać moje obawy. - Mam tylko nadzieję, że się tak nie wykosztowałyście.
- No już nie bądź taki, my już dobrze wiemy, że nasz Kibum lubi wydawać pieniądze.
Naburmuszyłem się na chwilę. Znała mnie bardzo dobrze, aż za dobrze, ale kochałem to w niej. Była jedyną osobą, której potrafiłem wszystko powiedzieć. Aktorskie udawanie obrażonego przeszło mi gdy usłyszałem jej stłumiony chichot, mogłem kontynuować.
- Mówiąc w skrócie żeby was nie zanudzać - dotarłem cały i zdrowy na miejsce, poznałem kilku całkiem ciekawych ludzi. Widać, że są tam zatrudnieni sami profesjonaliści i nie wiem czy jest tam dla mnie choć trochę miejsca, bo rozmowa kwalifikacyjna chyba nie poszła mi najlepiej.
- Dlaczego?
- Bo była zbyt prosta.
I znowu rozbawiłem moje towarzyszki. Taka poważna rozmowa, a one jak zwykle swoje. Na jakim ja świecie żyję?
- To się powinieneś cieszyć. Chcesz może jeszcze herbaty? - mama zerwała się z krzesła i przyniosła dzbanuszek z jeszcze ciepłym napojem. Po co mam jej odpowiadać skoro ona i tak zrobi swoje?
- Mamo... Oczywiście, że się cieszę, ale wątpię żeby zadzwonili.
- Zobaczymy, synku. A teraz napij się jeszcze i może idź trochę odpocznij, bo wyglądasz na zmęczonego.
- A co z kolacją? - zajrzałem do kuchni i zobaczyłem kilka garnków, a nad nimi unoszącą się parę. Widać było, że wszystko było szykowane na mój powrót.
- Może przecież poczekać.
- To co tam dobrego ugotowałyście? Sunny, pomóż z talerzami. 
Wystarczyła chwila żeby uszczęśliwić moją mamę. Zjedliśmy jeden z lepszych posiłków, które miała okazję zaserwować. Nie obyło się bez wesołej pogawędki i zapewnień, że lada chwila dostanę od nich telefon z wiadomością o moim przyjęciu. Poczekamy.
Po długich zapewnieniach mamy i Sunny, że same sobie poradzą przy sprzątaniu skorzystałem z okazji i zniknąłem w moim pokoju. 
- Nic się nie zmieniło. 
A co miało się zmienić? Tak na dobrą sprawę to sam nie wiedziałem. Nienawidzę tego momentu oczekiwania i napięcia. Ja chcę już teraz wiedzieć czy mnie przyjęli! Usiadłem na łóżko i zabrałem spod poduszki mój notes. "Czas coś napisać" - pomyślałem, wziąłem do ręki długopis i oparłem się o ścianę. Gdy zastanawiałem się o czym napisać przed oczyma stanęła mi jedna postać i kilka zdarzeń dzisiejszego dnia, którym on towarzyszył. Zbieg okoliczności?

Było to kilka lat temu. Jeszcze wtedy wierzyłem w to, że miałem jakiekolwiek szanse. Czasami człowiek potrafi ślepo brnąć ku czemuś, co na dobry rozum nie będzie miało żadnego odpowiednika w przyszłości. Naprawdę byłem głupi... Od czego to się zaczęło? Już pamiętam! To ja byłem na tyle inteligentny żeby zamiast podejść jak człowiek i zagadać to zrobiłem to. Wystarczyła jedna wiadomość. Nie wymagało to wielkiej odwagi, dziecinna zagrywka, ale poskutkowała. Poskutkowała na tyle, że powoli zaczynałem się zakochiwać...  

Czar wspomnieć prysł. Podniosłem wzrok do góry, zamknąłem zeszyt i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Pod drzwiami stała moja przyjaciółka. Długo?
- Widziałam, że patrzyłeś na mnie przy posiłku. Podoba ci się moja sukienka? - jej wielkie oczy  przygniotły mnie falą nadziei, która nie opuszczała jej na krok. Cokolwiek zrobię czy powiem ona już to interpretuje w zły sposób.
- Słuchaj, Sunny... Jestem trochę zmęczony i zajęty. Może pogadamy później?
"Za dużo wspomnień"- pomyślałem smutno. 
- A może wyjdziemy gdzieś razem? Spójrz! - wyjrzała przez okno. - Jest taka piękna pogoda. Chodźmy na spacer. Proszę, Bummie!
Jednak nie działa. Miałem już jej po dziurki w nosie. Jedyną rzeczą, na którą w tym momencie miałem ochotę to popatrzenie na swoje odbicie w lustrze, powiedzenie sobie, że wyglądam idealnie i zadzwonienie do recepcjonisty. Prawda. Było już za późno na uspokojenie irytacji, która rosła od mojego powrotu do domu. Odłożyłem zeszyt na jego poprzednie miejsce i gwałtownie zerwałem się z łóżka. Dziewczyna aż podskoczyła, pewnie spodziewała się czegoś innego, na pewno nie mojego krzyku.
- Dziewczyno, jesteśmy przyjaciółmi, dobrze wiesz o tym i błagam cię jeśli chcesz mieć ze mną dalszy kontakt to lepiej ostudź swój kobiecy popęd, bo ja tego dłużej nie wytrzymam. Zachowujmy sobie jak dorośli ludzie i lepiej zacznij od znalezienia sobie faceta, który cię zechce, bo ja widzę w tobie tylko przyjaciółkę. Zawsze tak było i tak już pozostanie. 
Czyżbym powiedział za dużo? Wziąłem kilka głębszych wdechów i cierpliwie czekałem na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Mam nadzieję, że zrozumiała. Spojrzałem na nią badawczo, dostrzegłem kilka łez spływających po jej policzkach. No przecież nie byłem za ostry!
- Sunny...
Wybiegła. Za dużo krzywdzących słów, skąd ja to znam? Na jej miejscu pojawiła się mama z wymalowanym zdumieniem na twarzy.
- Co jej się stało?
- Wychodzę. - złapałem za jakiś sweter i skierowałem się ku wyjściu.
- Kibum, masz natychmiast mi odpowiedzieć, co się stało i gdzie wychodzisz!?
- Wrócę później. Nie martw się. 
I tak wiedziałem, że będzie się martwiła. Musiałem wyjść, nałożyłem buty i już mnie nie było, później się wytłumaczę. W windzie wykręciłem numer do Taemina.
- Nie spodziewałem się, że tak szybko zadzwonisz - był widocznie szczęśliwy z powodu mojego telefonu. Nie dziwię mu się.
- A jednak. Tylko mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz z tym klubem. 
- Nie będziesz żałował.
Chłopak wytłumaczył mi nasze miejsce spotkania. Gdy przybyłem on już na mnie czekał z tym swoim głupkowatym uśmiechem. Na pewno już wspominałem, że jest uroczy. Muszę mieć chociaż jednego po swojej stronie, jeśli uda mi się dostać tą pracę. A tego chyba nigdy się nie dowiem...
- Co ty taki smutny? - na przywitanie uderzył mnie w ramię i poczochrał włosy. Następny, który chce umrzeć.
- Jak już mamy się kolegować to pamiętaj żeby nie d-do..
- Dotykać twoich włosów, domyśliłem się. - zaśmiał się głośno i pociągnął mnie za rękę. W tym momencie zapomniałem o Sunny, mamie i innych problemach.
- To gdzie ten klub?
- A no przed naszym nosem. Idziemy i pijemy za twoją nową pracę.
- Ale...
- Nie ma ale! Ja ci pokaże jak się bawią ludzie i może jakieś laski wyrwiemy chociaż patrząc na ciebie to tobie przydałby się jakiś facet.
- Bardzo śmieszne!
- No już nie marudź, zachowuj się ładnie i trzymaj się mnie.
Z tym to akurat nie będzie problemu. Nie dość, że idę z facetem, którego nie znam nawet całego dnia to jeszcze mówi mi, co mam robić. Idiota ze mnie. 
Przy drzwiach do naszego dzisiejszego nocnego celu natrafiliśmy na pierwszy problem. A już się tak cieszyłem, najwyraźniej trochę za wcześnie. 
- Jak to nie można wejść? Mam ochotę to wchodzę, nie potrzebuję żadnego specjalnego zaproszenia!
- Dzisiaj jest zamknięta impreza. Przepraszamy, może pan przyjść jutro. - ochroniarz wyglądał na znudzonego i coraz bardziej podirytowanego. A mnie zaczynały przerażać wielkości jego ramion.
- Ale ja nie mam zamiaru jutro przychodzić. Jestem tu dzisiaj z super kolesiem i chce się zabawić, a ty masz mnie wpuścić!
"Czy on powiedział super kolesiem?" - chyba się przesłyszałem, ale możemy przy tym zostać. Jeszcze więcej komplementów dla mnie!
- Przykro mi, ale nie mam wyboru.
- Mi także jest przykro, bo więcej tutaj nie przyjdziemy. Chodźmy Kibum, znajdziemy sobie lepszy klub.
Nawet nie wiedziałem, że on potrafi się tak kłócić. Po raz drugi dzisiejszego wieczoru pociągnął mnie za rękę i skierował w inną stronę. Niczego się nie spodziewając podążaliśmy przed siebie. Mój towarzysz mamrotał coś niewyraźnego pod nosem, zdążyłem tylko usłyszeć ''kretyn'', ''ochroniarz od siedmiu boleści'' i tak dalej, starałem się zachowywać spokój. Zacząłem standardowo panikować i ruszać głową na wszystkie strony. Prawdziwy mężczyzna. Gdy obejrzałem się do tyłu zlokalizowałem postać biegnącą za nami. Odruchowo krzyknąłem i złapałem się kurczowo mojego towarzysza.
- Co wy tak biegniecie? Poczekajcie chwilę! - doskonale znałem ten głos. Zawirowało mi w głowie, a nogi zrobiły się giętkie jak po przebiegnięciu maratonu. 
- Jonghyun? - pierwszy odezwał się Taemin. Tak, ten odważniejszy.
- A kto inny? - podszedł do nas bliżej i w końcu mogłem zobaczyć jego twarz. Świetnie, że w takim momencie odebrało mi mowę. - Wołam was i wołam. Ochroniarz mi wszystko wyjaśnił, wracajcie do środka. 
- Przecież to impreza zamknięta. - recepcjonista udał głos ochroniarza i nadąsał się jak małe dziecko.
- Zamknięta, ale ja was zapraszam. Świętujemy przecież! Zapomniałeś Taeminie, że na dzisiaj był ustalony termin imprezy? Sam mi dzisiaj przypominałeś.
- Aa-ah. No to idziemy. Chodź, Kibum! W końcu możemy się czegoś napić, a swoją drogą ten ochroniarz jest straszny. Nie uważacie tak?
Byłem już w swoim świecie. Spojrzałem się na Jonghyuna, ale nawet nie potrafiłem nic trafnego powiedzieć. Zdobyłem się na krótkie przywitanie i nieśmiałe spuszczenie wzroku.
- Miło cię widzieć, Key. 
Wydawało mi się, że mój tajemniczy przyszły szef wiedział o mnie za dużo. A może to tylko bezpodstawne domysły.

 




14 komentarzy:

  1. Jeju, jeju, jeju, jeju ...! Aż nie wiem co mam napisać xDD Boskie, boskie i jeszcze raz boskie ^^ Czekam na dalszy rozwój wydarzeń ;) Weny dużo Ci życzę <33 Hwaiting!

    ps: zapraszam też na mojego bloga ^^ http://crazyyaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie się doczekałam ^^
    Na prawdę strasznie się ucieszyłam jak zobaczyłam, że coś dodałaś. Muszę przyznać, że piszesz coraz lepiej a nie wiem jak to możliwe, bo i tak piszesz już genialnie ^^
    Czekam teraz cierpliwie i zastanawiam się co wykombinujesz.. mam nadzieję, że coś dobrego XD
    W każdym razie dużo weny i powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Omo! To jest super ! Nie wiem czemu mi się to tak podoba! ^^ Mam nadzieję że go przyjmą...
    Wenyyyy! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Sytuacja z Sunny dla Bumma stała się zdecydowanie bardziej napięta, wcześniej nawrzucał na nią tylko w myślach, jednak wiadome było, że w końcu nie wytrzyma.
    Jak dla mnie rozdział był stanowczo zbyt krótki i nim się spostrzegłam, był już koniec.
    Małymi, wolnymi kroczkami opowiadanie się rozkręca i zachęca. Szkoda, że tak długo trzeba czekać, ale chyba nawet opłaca się, bo opowiadanie zadowala.
    Mam nadzieję, że już za niedługo pojawi się kolejny rozdział.
    Ciąg dalszy z Jjong'iem zapowiada się ciekawie. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialnie, że napisałaś kolejny rozdział.^^ Przy okazji najpierw przypomniałam sobie pierwszy, żeby wszystko lepiej zrozumieć, więc czytając oba miałam jeszcze więcej radochy. Ten pomysł jest naprawdę świetny i aż mnie zżera ciekawość co do Jonga.^^ Praktycznie nic o nim nie wiem, więc całkowicie się wciągam w tą historię i już snuję jakieś przypuszczenia co do przeszłości. Zgaduję, że okażą się zupełnie nietrafione, no ale i tak muszę sobie trochę po przypuszczać.^^
    Mam nadzieję, że już nie zostawisz nas na tak długo. Rozumiem, że może się człowiekowi totalnie nie chcieć nic pisać i sama miałam taki stan chyba przez miesiąc. Jednak świadomość czekających czytelników zawsze trochę podbudowywuje. Możesz być pewna, że jesteśmy wierni i cierpliwi, ponieważ większość z nas doskonale rozumie, że nie zawsze da się rade pisać regularne.
    Powodzenia i weny~~

    OdpowiedzUsuń
  6. powstał nowy yaoi blog, zapraszamy
    http://everythoughtaboutyou.blogspot.com/

    przepraszam za spam

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi sie podoba. :D
    Czekam na dalsze części. HWAITING! :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger ^^
    http://ourdreamfanfics.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam twój bloga do The Versatile Blogger :) http://crazyyaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam Cię do "The Versatile Blogger". Wiem, że faza na tą nagrodę miała miejsce kilka miesięcy temu, ale jako, że wówczas nie prowadziłam jeszcze bloga, to nie miałam możliwości skorzystania z okazji i pokazania Ci, że naprawdę cenię Twoją pracę. Oczywiście nie oczekuję, żebyś ponownie udostępniała informację o zostaniu nominowaną. Chciałam po prostu okazać w ten sposób moją wielką sympatię i wdzięczność za te wszystkie wspaniałe fiki.^^ Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to "lekkie" opóźnienie i mimo wszystko cieszysz się z tej nominacji.^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział jest świetny <3
    Rozpisałabym się, ale nie mam weny ._. Nadrobię to. Obiecuję...
    Tak więc weeeeny~
    P.S Nominowałam Cię ;> -> http://shineeopowiadania.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger-po-raz-drugi-d.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Łooo kocham to.!

    OdpowiedzUsuń
  13. Hey nominowałam cię do THE VERSATILE BLOGGER.
    Więcej informacji u mnie:
    http://ourloveisreal.wordpress.com/
    ~Keyowa

    OdpowiedzUsuń
  14. Nominowałam cię do The Versatile Blogger:)
    http://shinee-dream-girl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń